Kierunek Bieszczady - dzień piąty
Dzień piąty 1.06.2013 start: godz. 11:00
trasa: Klokočov (SK) – Sobrance - Inovce – Ubľa – Stakčín - Topola – Ulič - Nová Sedlica - Stakčín (tankowanie) – Snina - Medzilaborce - Radoszyce – Komańcza(PL) - [ok. 250 km.]
Wyświetl większą mapę
Zemlinska Sirava widziana rano wprost z namiotu |
Enn buszuje w trawach |
Wypatrzony wieczorem forgotten zaraz zostanie zdobyty przez Enn |
Jeszcze tylko znalezienie dziury w płocie... |
i już można przystąpić do porannej toalety :) |
Kolejny budynek chroniony przez żmije i jeżyny również został zdobyty |
Czas na zasłużony relaks na pięterku |
Przygotowane (zapewne na nasze przybycie) pokoje odkryliśmy dopiero nad ranem... |
O śniadaniu niestety nie pomyśleli i byliśmy zdani na własną jadalnię i kreatywność Enn |
Widok, który Adalko mial w oczach od kilku lat. Marzenia się jednak spełniają! |
Prace w kuchni pełną parą! |
Jeszcze mejkapik przed drogą w czterogwiazdkowej toaletce... |
...spojrzenie na Helmuta... |
...wskazanie przewodniego hasła wyjazdu - "W górach jest wszystko, co kocham" |
i już gotowi do drogi (udało nam się uniknąć opłaty parkingowej) |
Popisowa rundka :) |
W Sobrancach oczy Enn wyglądające od rana jak dwa ziarenka kawy wreszcie wracają do normy! Nagrodą za cierpliwość są bardzo słodkie lokalne ciastka, hej! |
Helmut tym razem nie zamówił nic :) |
Krótki postój w Podhorodzie. Adrenalinka już przygotowuje się do skoku - tuż za zakrętem wije się kręta, górska droga do Inovce, gdzie zmierzamy. |
Krzyż na droge... niee... jeszcze krzyż i w drogę! :) |
Dotarliśmy do celu... |
Cerkiew w Inovcach - pstryk boczny |
i z tyłu |
i kolejna w Ruskim Hrabovcu, gdzie zauważamy wyraźny ruski wpływ na jej konstruktora... |
Ohoho... Czyżby nas czekał ruski deszcz? |
Dopadł nas na drodze między Ubla i Klenowa - możemy już startować w zawodach zakładania kombinezonów na czas!;) |
Jadąc do Ulić odbijamy kilometr w lewo, by sfotografować maleńką cerkiewko-kapliczkę w Jalova |
Sesyjka na progu :) |
Najmniejsza przez nas widziana cerkiewka z Jalova w calej swej wielkości... |
Beskidzki Panteon... cokolwiek by to nie znaczyło... - lenistwo niestety wygrało bitwę z ciekawością i fota cyknięta "w locie" |
Jadąc do Ulić kolejny 1-kilometrowy skok w bok - urocza cerkiewka w Topoli |
i cmentarz wojenny tuż obok niej... |
Docieramy do Ulić, gdzie przechadzamy się między miniaturkami okolicznych cerkwi |
Nie wszystkie udało się obejrzeć w pełnym wymiarze... |
a szkoda, bo ZaBOJczo fotogeniczne... |
Tu nas wypłoszyli machający policjanci (było to CHYBA bardziej pozdrowienie z ich strony niż nakaz zatrzymania się, ale woleliśmy nie ryzykować i pojechaliśmy prosto) |
O istnieniu niektórych nawet nie wiedzieliśmy.... |
Na dojazd do innych już nie wystarczyło paliwa.... |
jeszcze inne zostały zabrane i przeniesione do skansenu w Humenne, co nam się udało ustalić podczas przyjaznej pogawędki z mieszkanką Novej Sedlicy, hej!... |
również do zobaczenia jedynie w skansenie... |
a ta zaliczona w realu (nie w Tesco) |
dzwonek w dzwonnicy adekwatny do wielkości modeli. Działa! |
Tuż po posiłku w restauracji Poloniny. Prażyny syr z hranolkami (jeden z TRZECH DOSTĘPNYCH zestawów z karty zawierającej ich kilkadziesiąt!), jak zwykle smakował znakomicie! |
I czas na baranią przygodę! Troszeczkę zboczyliśmy z głównej drogi i od razu zostaliśmy zaatakowani przez stado :) |
Zmasowany atak na Helmuta!!! Ratuj się kto może!!! |
Kompletnie zbaranieliśmy!!! Napastnicy po posiłku "trawa souté z ręki" zrobili się łagodni jak baranki!! |
Pamiątkowa fota pt. "2 Barany i Owca" |
Dotarliśmy do Ulicske Krive i w oryginale możemy już podziwiać cerkiew |
Taaakie grzyby tam mają!, hej! |
Muchomory niestety też... |
O! Taki dzbanek by mi się w kuchni przydał! |
Docieramy do celu. Tu zamieniliśmy resztkę wody truskawkowej na świeżutką źródlankę. |
Jak sobie radzić z niedźwiedziem :) |
Nova Sedlica. Koniec trasy. Dalej już tylko góry. Stad prowadzi m.in. szlak na Krzemieniec - szczyt, na którym łączą się trzy granice. |
Łapki Yeti dla Aneczki |
Pycha! Jeszcze jeden łyk i ruszamy w drogę powrotną. |
Zalew Starina, nad którego brzegiem chcieliśmy pierwotnie nocować, znajduje się na terenie parku narodowego, wiec nocleg może sporo kosztować. Nie stać nas na pokutny luksus. |
Głodni... Do sklepu daleko... Enn zadbała jednak o drugie śniadanie i rezygnując z kilkuminutowego spaceru nad brzeg Stariny zebrała pokaźną garść przepysznych poziomek |
Hostovice - zdjęcia w pośpiechu. Tu roiło się od dużych Romków. Nie wiemy, jak byli nastawieni do przejezdnych i wspominając zasłyszane tu i ówdzie opowieści niekoniecznie chcieliśmy sprawdzać :) |
Znowu w Polsce. Tuż po przekroczeniu granicy wita nas cerkiew w Radoszycach, niestety w remoncie. |
Okazała dzwonnica... |
...jest do zdobycia :) |
widok spodwieżowy... |
...bezpieczeństwo przede wszystkim :) |
Panienka z dzwonnicy :) |
i taka tam pocztówka :) |
Bezpieczna kasa popa. Takich bajerów to w Słowacji nie mają! |
A jeszcze i tak cykniemy... Żeby nie było, ze nasze gorsze od Słowackich |
Tuż przed odjazdem Enn sprawdza, jak/czy widać świat przez gogle |
I w końcu na ciepłej kwaterce. Słowackie Bieszczady troszkę nam dały w kość... Zakazy wjadów, warunki pogodowe i jakość dróg dały wynik + 150km... |
Komentarze
Prześlij komentarz